Robert Kempa prywatnie i służbowo
22.02.2019

O duszy społecznika, miłości do książek i Tajlandii w wywiadzie z Mają Wiśniewską opowiada Robert Kempa, burmistrz Ursynowa.
Urodził się Pan w Środzie Wielkopolskiej. Studiował na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu, potem w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie. Od 2001 r. jest Pan mieszkańcem Ursynowa. Co zatrzymało Pana w Warszawie?
Miłość. Poznałem dziewczynę, która jest obecnie moją żoną. Dla niej zostałem w Warszawie.
A kiedy zrodził się w Panu pomysł zaangażowania się w życie polityczne Warszawy?
Potrzeba aktywności społecznej i tworzenia projektów drzemała we mnie od najmłodszych lat. Już w szkole podstawowej działałem w samorządzie uczniowskim, później na studiach byłem przewodniczącym Parlamentu Studenckiego na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu. Potem przez dwa lata (1998–1999) przewodniczyłem Parlamentowi Studentów RP. Uczestniczyłem wtedy w realizacji projektu ustawy o systemie kredytów i pożyczek studenckich. Odpowiadałem za ten projekt i prezentowałem go w Sejmie. Ustawa została uchwalona i służy studentom do dziś.
W jaki sposób został Pan burmistrzem Ursynowa?
W 2004 r. postanowiłem zaangażować się politycznie i zostałem członkiem Platformy Obywatelskiej. Działałem wtedy głównie na Pradze-Południe, ale angażowałem się również w kampanie parlamentarne oraz do europarlamentu pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz. Musiałem podjąć decyzję o rezygnacji z pracy w biznesie na rzecz samorządu. I w 2010 r. zostałem zastępcą burmistrza dzielnicy Praga-Południe. Cztery lata później wystartowałem w konkursie na stanowisko burmistrza Ursynowa, wygrałem go i piastuję tę funkcję do dziś. Tutaj mieszkam, praca więc na rzecz społeczności ursynowskiej, wpływanie na najbliższe otoczenie jest dla mnie sprawą oczywistą.
Co jest dla Pana ważne w życiu. Jakim wartościom Pan hołduje?
W życiu, jak i w pracy, wyznaję zasadę „myśl globalnie, działaj lokalnie”. Dbam o wspólnotę Ursynowa, tworząc i realizując projekty, które zmieniają otoczenie na lepsze. Motorem napędowym dla moich działań jest możliwość obserwowania tego, jak za sprawą moich decyzji i pod wpływem mojego zaangażowania ta część świata, za którą odpowiadam i ją współtworzę, się zmienia. Jestem przekonany, że przemiany te idą w dobrym, oczekiwanym przez naszych mieszkańców, kierunku. Celem jest przecież zaspokojenie tak ważnych potrzeb ursynowian, jak budowa szkół, przedszkoli i żłobków czy realizowanie projektów dotyczących pomocy chorym dzieciom, rozwijanie nowych metod uczenia się.
Wspiera Pan naszą Fundację od ponad czterech lat. Nie tylko jako burmistrz Ursynowa, ale też prywatnie. Dlaczego?
Projekty, które realizujecie na rzecz pacjentów hospicjum, jak chociażby Pola Nadziei (fho.dev.viewone.pl/polanadziei) czy piknik rodzinny Odczarowanie Hospicjum są bliskie mojemu sercu, dlatego uznałem, że warto się zaangażować. Jestem dumny z tego, że Fundacja Hospicjum Onkologiczne ma swoją siedzibę na Ursynowie. Duże znaczenie ma łatwość współpracy z FHO, odnajdywanie wspólnego języka z panią prezes Dorotą Jasińską. A prywatnie co roku przekazuję i zachęcam innych do przekazywania 1 proc. podatku na rzecz FHO. Uważam, że to ważne, by nie pozostawiać urzędowi skarbowemu decyzji, co stanie się z naszymi pieniędzmi, szczególnie że dzięki nim możemy komuś pomóc.
Jaki jest Robert Kempa prywatnie?
Zmęczony… Zwłaszcza ostatnie miesiące to czas [kampania wyborcza na stanowisko burmistrza Ursynowa – red.], w którym trudno mówić o życiu prywatnym. Pracuję po 12–14 godzin dziennie od poniedziałku do piątku, a w weekendy przynajmniej jeden dzień spędzam poza domem, uczestnicząc służbowo w wydarzeniach, które odbywają się na Ursynowie. Doceniam to, że moja rodzina to akceptuje. W czasie wolnym lub podczas wakacji, zawsze mam pod ręką książkę. Uwielbiam czytać. Od beletrystyki poprzez biografie, które stały się moim ulubionym gatunkiem literackim, po Harry’ego Pottera. To moja ulubiona seria i raczej się to nie zmieni przez najbliższe 150 lat (śmiech).
Czyli jak książka to domator?
Zanim zacząłem pracować w samorządzie, spędzałem czas przede wszystkim z rodziną. Formy naszej aktywności zmieniały się wraz z wiekiem dziecka – gdy syn był młodszy, więcej czasu spędzaliśmy na dywanie i placu zabaw, potem na ściankach wspinaczkowych i stokach narciarskich. Z czasem to się skończyło. Któregoś dnia Kuba stwierdził, że to obciach wyjeżdżać z rodzicami (śmiech). Teraz czas wolny spędzam głównie w domu, nie szukam dodatkowych wrażeń poza nim, bo tych dostarcza mi praca.
Jakie jest Pana ulubione miejsce na świecie?
Tajlandia. Zobaczyłem ją po raz pierwszy dwa lata temu i zakochałem się. Chciałbym to miejsce odwiedzić ponownie. Z sentymentem wspominam wyjazdy na wieś do babci, gdy byłem dzieckiem. Do dziś, kiedy odwiedzam jej dom, robi mi się ciepło w sercu. Z jednej strony wydaje mi się, że mógłbym mieszkać wszędzie na świecie, bo najważniejsi są ludzie, którzy te miejsca tworzą. Z drugiej, gdy wyjeżdżam poza Warszawę, np. w góry, to dopiero, kiedy wracam i widzę tabliczkę z napisem Ursynów, na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Tutaj zaczynam czuć się jak w domu.
Kim chciał Pan zostać, gdy był Pan dzieckiem?
Nauczycielem, chociaż żadnych talentów w tym kierunku nie przejawiałem. Gdy pomagałem młodszym braciom w lekcjach, wolałem za nich odrobić pracę domową, niż tłumaczyć. Nauczycieli podziwiam właśnie za umiejętność tłumaczenia zjawisk, które zachodzą w otaczającym nas świecie. Ale przede wszystkim za cierpliwość.